poniedziałek, 29 stycznia 2018

Star Wars Zen

Ostatni Jedi to dla jednych bardzo słaby, dla innych jeden z lepszych epizodów sagi. Być może to kwestia gustu, być może wysokich oczekiwań. A może jeszcze coś innego. Mam co do tego swą własną interpretację, którą ogólnie mógłbym określić jako przestawienie się z filozofii zachodniej na wschodnią w przedstawianiu historii w nowych częściach Gwiezdnych Wojen. Spróbuję to opisać, nie wgłębiając się jednak przy tym w głębsze dywagacje filozoficzne.

Zasadniczym fundamentem zachodniej filozofii i w ogóle sposobu myślenia (racjonalnego i logicznego), jest poszukiwanie praprzyczyny, czy też pierwotnego źródła, z którego poprzez łańcuch przyczynowo-skutkowy, wynika wszystko inne. Z tego założenia, że jest jakaś pierwsza przyczyna, wynika to, że jest w ogóle Początek, a skoro tak, to zapewne jest i Koniec, a te dwa punkty łączy z kolei prosta linia czasu. Widać to na przykładzie Biblii - na początku było słowo, a na końcu będzie sąd ostateczny. Samo życie człowieka jest też takim zminiaturyzowanym obrazem linii czasu - od narodzin do śmierci, a po drodze trzeba być dobrym, by na końcu dostąpić łaski różnie przedstawianego, ostatecznego wybawienia. Do tego stanem naturalnym jest jakieś Dobro (Światłość), zaburzanym jedynie tymczasowo przez działania Zła (Ciemności). Pokonanie owego zła powoduje przywrócenie normalności.

Z kolei filozofia wschodnia koncentruje się na równowadze czy też harmonii między różnymi aspektami rzeczywistości.

Znanym symbolem owej równowagi, pochodzącym od chińskiego taoizmu, jest Ying Yang, w którym przeciwieństwa przeplatają się ze sobą i razem tworzą zharmonizowaną jedność. Przeciwieństwa te nie wykluczają się, jak w myśleniu zachodnim, lecz uzupełniają, gdyż nie mogą bez siebie istnieć (światło nie może istnieć bez ciemności i na odwrót). To właśnie poszukiwanie balansu między przeciwieństwami odróżnia filozofię wschodnią od myślenia zachodniego - nie ma żadnej pierwszej przyczyny ani jakiegoś statycznego punktu doskonałości, istnieje tylko dynamiczny, napędzany przeciwieństwami ciągły proces zmian.


Wikimedia Commons
Z tego powodu czas nie jest postrzegany jako biegnąca prosto linia, lecz jak stale obracające się koło, z ciągle powtarzającym się cyklem zmian. Symbolicznym opisem tej cykliczności jest tzw. sansara, buddyjski kołowrót życia, gdzie narodziny i śmierć nie są początkiem i końcem, lecz pewnym etapem, gdyż poprzez reinkarnację po śmierci następują ponowne narodziny, zaś od zgromadzonej wcześniej karmy zależne jest następne wcielenie. Wyzwolenie się z tego zamkniętego cyklu może nastąpić poprzez medytację i osiągnięcie nirwany, czyli stanu oświecenia. Z połączenia buddyzmu (sansara, nirwana) oraz taoizmu (ying yang) powstało zen. Buddystami zen byli m.in. mnisi wojownicy z klasztoru Shaolin, którzy łączyli rozwój duchowy z umiejętnościami walki, takimi jak kung fu. Wypisz wymaluj - jedi.

Inspiracje wschodnie są dość oczywiste w przypadku Gwiezdnych Wojen. Pierwszy film nakręcono jeszcze w czasach hippisowskich, kiedy wschodnia filozofia była dość popularna w USA, jakkolwiek była ona traktowana bardzo powierzchownie. To samo jest widoczne w samym filmie - wprawdzie mamy do czynienia z mistrzami jedi, jak Obi-Wan Kenobi czy Yoda, których można przyrównać do guru czy mistrzów zen, trenujących młodych adeptów w rodzaju Luke'a Skywalkera. Jednakże samo postrzeganie Mocy w starszych częściach jest nadal przesiąknięte duchem zachodnim. Luke Skywalker, reprezentujący Jasną Stronę ma przywrócić równowagę w Galaktyce, co jest równoznaczne z pokonaniem Ciemnej Strony Mocy. Zwycięstwem okazuje się przeciągnięcie Vadera na Jasną Stronę (tuż przed śmiercią zresztą), co z kolei jest odpowiednikiem chrześcijańskiego nawrócenia się i dostąpienia zbawienia. Tym samym, pomimo pewnych wschodnich inspiracji, fabuła Gwiezdnych wojen jest nadal klasyczną, zachodnią sagą o herosach, o walce Dobra ze Złem - prostą, zrozumiałą i łatwą w odbiorze.

Z nowymi częściami jest już trudniej. Nie wszystko jest podane wprost, są sceny, których nie da się łatwo zrozumieć. Kluczem do tego może być właśnie symbolika zen, widoczna zresztą na różnych poziomach fabuły.

Zasadniczym motywem Ostatniego Jedi (a właściwie Ostatniej) jest dojrzewanie nowych bohaterów. O ile w poprzedniej części, Przebudzeniu Mocy, młodzi bohaterowie po prostu podążali śladami swych starszych odpowiedników, kopiując ich czyny z przeszłości (i dlatego Przebudzenie Mocy jest właściwie na nowo opowiedzianą Nową Nadzieją), o tyle w najnowszej części zaczynają dorastać - przestają kopiować wyidealizowanych mistrzów, próbują samodzielności, uczą się, ale i sprzeciwiają, a nawet przerastają tych, za którymi dotąd podążali. I tak mamy aż aż cztery pary, które można umownie nazwać mentor - adept: Rey i Luke Skywalker, Poe Dameron i Leia/Holdo, Finn i Phasma oraz Kylo Ren i Vader/Snoke. Rey początkowo nawinie zakłada, że Luke Skywalker wszystkiego jej nauczy, a kiedy ten właściwie ją odrzuca, zaczyna samodzielnie podejmować decyzje i kierować się Mocą. Poe z kolei jest lekkomyślnym awanturnikiem, który dopiero na końcu zaczyna uczyć się od Lei i Holdo, co to znaczy być prawdziwym liderem. Finn przełamuje swój strach i tchórzostwo, stając do walki ze swoją byłą przełożoną, Phasmą. Natomiast Kylo Ren porzuca młodzieńcze marzenie o byciu drugim Vaderem (co widać szczególnie w scenie, gdy niszczy swoją maskę), a następnie zabija Snoke'a, wybijając się na niezależność. Mamy więc do czynienia z różnymi fazami cyklu - pojawienie się nowych bohaterów (Przebudzenie Mocy), ich dojrzewanie (Ostatni Jedi), być może następna część będzie już o zupełnie samodzielnych i dojrzałych postaciach, przy jednoczesnym, całkowitym odejściu starszego pokolenia (z tego zostali już tylko Leia i Chewbacca).

Idee cykliczności oraz równowagi są też widoczne w scenach na wyspie Skywalkera. Kiedy Rey opisuje to, jak postrzega Moc, mówi, że widzi zarówno życie, dorastanie, jak i śmierć oraz rozkład. Widzi zarówno Jasną, jak i Ciemną Stronę. Co więcej, w przeciwieństwie do Luke'a, nie okazuje strachu przed Ciemną Stroną, lecz raczej ciekawość (?), gdy zgłębia mroczną jaskinię, będącą jej ucieleśnieniem. Być może jest to też jakieś symboliczne rozróżnienie miedzy Świadomością (siedliskiem racjonalnego myślenia, "jasnej strony") a Podświadomością (gdzie mają się mieścić irracjonalne emocje, "ciemna strona").

Scena wizji Rey w jaskini jest więc szczególnie sugestywna i pełna ukrytych znaczeń (i chyba przez to jest najtrudniejsza do zrozumienia). Po pierwsze, Rey dostaje się do tej jaskini medytując - czyli wchodzi do niej w sferze duchowej czy też astralnej, odmiennie, niż Luke Skywalker na Dagobah, który do podobnej jaskini wkroczył jak najbardziej we własnej osobie. W owej jaskini Rey staje przed lustrem - w buddyzmie zen przyrównuje się umysł osoby medytującej właśnie do lustra odbijającego świat. Czyli Rey poprzez owo lustro w jaskini patrzy na świat takim, jakim jest. Zadaje wówczas pytanie - "kim byli moi rodzice?". To, co później się dzieje, wydaje się kompletnie niezrozumiałe i dziwaczne. Tak jest z perspektywy człowieka Zachodu, gdyż pytanie o rodziców jest pytaniem analogicznym do "skąd jestem? skąd pochodzę? co było początkiem?" - czyli jest to klasyczne, zachodnie pytanie o praprzyczynę. Z punktu widzenia wschodniego, gdy świat jest ciągłym ruchem koła, pytanie o początek jest bez sensu. I odpowiedź na to pytanie jest odpowiednia - można powiedzieć, że Lustro - Umysł pokazuje Rey wizję sansary. Nie ma początku, są tylko kolejne wcielenia (reinkarnacje?) Rey przed i po niej teraźniejszej, a wszystko co robi, trafia dalej, ale i po jakimś czasie powraca, co odpowiada buddyjskiemu pojęciu karmy.

Także zniszczenie pierwszej świątyni jedi na wyspie oraz odlot Rey, jako ostatniej jedi z księgami, jest kolejnym symbolicznym podkreśleniem cyklu śmierci i ponownych narodzin.

Druga, silnie podkreślana idea wschodnia, to równowaga. To przede wszystkim jest widoczne w relacji między Rey a Kylo Renem. Z jednej strony są przeciwieństwami, reprezentującymi Jasną i Ciemną Stronę Mocy. Z drugiej strony, pomimo zwalczania siebie nawzajem, potrafią także współpracować. Żadne z nich nie jest też silniejsze od drugiego - to akurat dobrze pokazuje scena, gdy oboje używają Mocy, by przyciągnąć do siebie miecz świetlny. Być może w następnej części Gwiezdnych Wojen nie zobaczymy tradycyjnego zwycięstwa Dobra nad Złem (Rey nad Kylo Renem), lecz w jakiejś formie zjednoczenie równoważących się przeciwieństw?

Ta równowaga może być też wyjaśnieniem zagadki, skąd się wziął Snoke. On sam stwierdził w swych słowach do Kylo Rena, że im bardziej staje się potężny (Ciemna Moc wzrasta), tym silniejszego przeciwnika napotka (Jasna Strona wzrasta analogicznie). Po śmierci Vadera i Imperatora, Luke Skywalker stał się jedynym jedi w Galaktyce, równowaga została więc zaburzona na korzyść Jasnej Strony. Dla przywrócenia owej równowagi musiał się więc pojawić ktoś równie potężny, reprezentujący Ciemną Stronę, czyli ktoś taki, jak Snoke.
I jeszcze jedno na koniec. Wielu osobom, w tym samemu Markowi Hamillowi, postać starego Skywalkera nie przypadła do gustu. Jako młody jedi był bohaterem Galaktyki, na starość wycofał się na samotną wyspę. Spora zmiana, ale jest to właśnie dokładne przejście od bycia mistrzem w stylu zachodnim, na styl wschodni, gdzie głównym celem jest osiągnięcie stanu oświecenia, a nie dokonywanie bohaterskich czynów. To zresztą podkreśla jedna z ostatnich scen filmu, gdy Skywalker medytuje, aż w końcu umiera (albo i nie, tylko staje się "duchem" i przerywa cykl sansary?) - jest to odpowiednik osiągnięcia nirwany, którą zen opisuje właśnie symbolem samotnej wyspy. Ponadto osoba, która osiągnęła nirwanę, ale dalej pomaga innym na ich drodze do oświecenie, w buddyzmie znana jest jako bodhisattva. Takimi odpowiednikami bodhisattvów byli już Yoda i Obi-Wan, których duchy po "śmierci" nadal ukazywały się innym jedi.

Tych symboli zapewne można by doszukać więcej, ale że widziałem ten film na razie tylko raz, to musiałem się posiłkować swoją pamięcią. Zapewne z czasem, i z kolejną częścią, da się tą interpretację właściwie zweryfikować. Jakkolwiek, jeśli jest ona słuszna, następna część może być jeszcze ciekawsza.