poniedziałek, 18 stycznia 2016

Rating S&P

S&P obniżyło rating Polski. Polska w ruinie! - krzyczy opozycja. To bez znaczenia, polska gospodarka ma się świetnie! - odpowiada rząd. 3 miesiące temu opozycja i rząd mówiły zresztą to samo - inna sprawa, że kto inny był opozycją, a kto inny rządem. Większość Polaków pewnie nawet nie wie, o co chodzi. To wyjaśnię.

Jak zwykły obywatel szaraczek chce wziąć kredyt, to idzie do banku. Bank przypatruje się delikwentowi, pyta o różne rzeczy (dochody, wydatki, rodzinę itd.), by móc stwierdzić, czy jest on wiarygodny czy nie - czy można mu ten kredyt bezpiecznie dać, czy też lepiej nie, bo nie spłaci.

Co zrobić w przypadku, gdy do takiego banku przyjdzie pan minister finansów i powie, że chce wziąć kredyt dla Polski? Też trzeba ocenić wiarygodność i zdolność kredytową tegoż 36-milionowego delikwenta. A że nie jest to takie proste, to tym zajmują się tzw. agencje ratingowe. I od nich zależy, jak oceniają zdolność danego kraju do spłaty długu - im lepszy rating, tym państwo bezpieczniejsze, a im bezpieczniejsze, tym niższe odsetki od kredytu będzie spłacać. Ma to wpływ głównie na oprocentowanie kredytów w walucie obcej. Jeśli więc S&P obniża rating, to w perspektywie mamy większe koszty spłaty długu zagranicznego. I z tego powodu jest to niezbyt fajnie - tu rację ma opozycja.

Ale nie jest tak źle, swoją rację ma rząd. Ale nie dlatego, że ma w głębokim poważaniu S&P - już prędzej S&P może mieć w takowym poważaniu polski rząd. I nawet nie chodzi o to, że opinia na temat agencji ratingowych jest fatalna po tym, jak walnie przyczyniły się one do wywołania ostatniego kryzysu (bo dawały wysoką ocenę śmieciowym kredytom). Otóż zadłużenie Polski w walutach obcych stanowi mniejszość naszego długu - większość jest w złotówkach (ok. 66% wg danych z marca 2015). Tym samym kopniak nie będzie wcale taki bolesny.

Podsumowując, dużo hałasu o nic - czyli polityka. A co faktycznie z tego wyniknie - poczekamy, zobaczymy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz