sobota, 8 lipca 2017

Sondaże inaczej

Znów będzie o sondażach. I także tym razem inaczej, niż się to przewala w popularnych postach i newsach. A w tychże przewijało się przez jakiś czas to samo - och, nareszcie Polacy zrozumieli, jaki ten PiS jest beznadziejny (bo Unia, bo Tusk, bo Misiewicz, bo Macierewicz i tak dalej), Platforma odrobiła straty i niedługo wszystko znów będzie super. Szczęście odmalowało się na obliczu przewodniczącego Schetyny, który już witał się z gąską, a pożegnał z imigrantami. Chwila błogostanu trwała krótko i już niedługo potem "PiS odrabiał straty" i "powiększał dystans do opozycji".

A teraz sprowadzamy to wszystko na ziemię i zapominamy o oklepanych banałach. Tak, jak dotychczas, opieram się na sondażach z jednego ośrodka (IBRiS), który pokazuje w mej opinii najbardziej stabilne i wiarygodne dane, ale też z tego powodu, żeby nie mieszać wyników z różnych agencji, stosujących odmienne metody. Wykorzystałem 73 sondaże wykonanych między sierpniem 2014 a czerwcem 2017 r. (źródło danych: sondaże.eu), nad którymi potem odprawiłem trochę analitycznego czary-mary (jak kto chce wiedzieć co, to opiszę, ale tu nie chcę, bo tekst na blogu to nie artykuł naukowy). W każdym razie patrząc na dłuższą perspektywę, to widać więcej sensownych rzeczy, niż w pojedynczym sondażu, dającym nadzieję na tak wyczekiwany upadek pisowskiej hordy.

Zacznę od pokazania dłuższej historii, żeby móc sobie wyrobić właściwie spojrzenie na to, co jest faktycznie wzrostem, a co spadkiem poparcia. Poniższe wykresy przedstawiają poparcie dla różnych ugrupowań począwszy od 2014 r., od końcówki premierostwa Tuska do obecnego momentu. Trochę się to majtało w różne strony, opiszę więc kilka charakterystycznych punktów na tym obrazie (linia przerywana pokazuje odsetek ludzi niezdecydowanych).

1. Końcówka rządu Tuska, na rok przed wyborami, to niezbyt dobre notowania PO, grubo poniżej PiS (24.1% do 33.7%). Wpływ na to miała przede wszystkim tzw. afera podsłuchowa, czyli niby afera, bo żadnej właściwie nie było, o ile nie nazwać zbrodnią zjedzenia ośmiorniczek przez Sikorskiego (smacznego). W każdym razie ludziska usłyszeli z prawicowych szczekaczek słowo "afera" i to wystarczyło. PO sobie jednak z tym problemem poradziła - Tusk został wyeksportowany do Brukseli, a na jego miejsce weszła Kopacz. Pod jej przywództwem wykonany został tzw. "zwrot w lewo", bynajmniej nie z powodu faktycznej ewolucji poglądów w Platformie, ale z powodów jak najbardziej kunktatorskich. Żeby poprawić sobie notowania PO musiała komuś coś podebrać - z PiS jej się nie udawało, z PSL była w koalicji, do skonsumowania zostało więc tylko SLD oraz Twój Ruch Palikota. I tak PO odegrało dość skutecznie teatrzyk z in vitro czy konwencją antyprzemocową - na początku 2015 r. PO ma już 37%, a PiS dalej swoje 32.8%. Jest pięknie, jest cudnie, tak że nawet Komorowski robi zlewkę z kampanii prezydenckiej, bo przegrać mógłby tylko wtedy, "gdyby pijany przejechał zakonnicę w ciąży".

2. Wybory prezydenckie w maju 2015 r. przynoszą demolkę pozycji PO. Pojawienie się Kukiza daje upust frustracji wśród części wyborców, którzy mieli dość dotychczasowych partii rządzących (PO, PSL) oraz groteskowej kandydatki SLD na prezydenta (Magdaleny Ogórek), a nie chcieli głosować na PiS. Kukiz zbiera w ten sposób 21.3% poparcia, a że pozycja PiS nadal się nie zmienia, to doprowadza w ten sposób do klęski Komorowskiego i PO.

3. Zaraz potem rozpoczyna sie kampania wyborcza do sejmu. Kukiz okazuje się nie mieć niczego do zaoferowania poza własną osobą, poparcie dla niego więc szybko wyparowuje do poziomu kilku procent. SLD otrząsa się po eksperymencie z Ogórek i ogłasza powstanie Zjednoczonej Lewicy. Pozostali zawiedzeni wyborcy Kukiza, po tym, jak już wcześniej "zdradzili" Platformę, to już do niej nie wracają, ale przenoszą swoje poparcie na zwycięski PiS, który osiąga rekordowy poziom 40.5%. Kolejnym ciosem dla PO staje się powstanie Nowoczesnej.

O tym, co się działo tuż przed wyborami, pisałem we wcześniejszym tekście - PiS zaczął powoli słabnąć, ale do dnia głosowania "dowiózł" jeszcze wystarczająco dużo poparcia (37.6%). Rozdrobnienie głosów na kilka partii oraz wyrzucenie z sejmu SLD dało mu też dodatkową, wysoką premię za wygraną.

4. Pod koniec 2015 r., zaraz po wyborach, kiedy PiS pokazał już swoje rzeczywiste oblicze, a nie te z kampanii wyborczej (konflikt z Trybunałem Konstytucyjnym, ułaskawienie Kamińskiego, nocne głosowania), szybko spadł do poziomu 27.3% (to najniższy, jak dotąd, z notowanych poziomów). Podobnie tracą ugrupowania naznaczone klęską wyborczą czy pogrążone w wewnętrznym konflikcie (PO, PSL, SLD). Wszystkich "rozbitków" zbiera Nowoczesna, której lider (Ryszard Petru), jest wówczas wszechobecny w mediach (oczywiście, niekontrolowanych przez PiS). W tym momencie Nowoczesna uzyskuje swoje rekordowe poparcie (30.9%), na chwilę wybijając się ponad PiS.

Rok 2016 przynosi już większą stabilizację. Na pierwszy rzut oka niby wszyscy zwalczają PiS, a tak naprawdę to jedynie partie opozycyjne walczą między sobą o to, która z nich jest tą "opozycją prawdziwą i jedyną". PO zalicza wówczas swoje dno (11.9%). Sukces Petru, podobnie jak wcześniej Kukiza, również okazuje się być krótkotrwałym fajerwerkiem. Starzy towarzysze, związani z Millerem, utrzymują w partii władzę, SLD nic nowego nie ma więc do zaoferowania. Pozostałe partie, jak Razem czy kolejna odsłona Korwina, pozostają na marginesie notowań. Nad tym wszystkim niepodzielnie góruje PiS, którego wojenki opozycji w ogóle nie ruszają.

5. Pod koniec 2016 r. PiS wywołuje kolejny konflikt w sejmie, na którym początkowo znów traci na rzecz Nowoczesnej. Jednakże utrata dotacji z budżetu, wpadki Petru, "rozwiązanie" konfliktu przez PiS i PO, oraz przejście do PO posłów Nowoczesnej powodują gwałtowne załamanie się poparcia dla niej. Na tym upadku najwięcej korzysta PO, która przejmuje jej wyborców. Po kolejnym idiotycznym wybryku, tym razem w parlamencie europejskim w kwestii kobiet, ze sceny znika też Korwin, a "masę upadłościową" po nim zbiera Kukiz.

I tu trzeba podkreślić - wzrost poparcia dla PO nie oznacza większego spadku notowań PiS. PO urosła głównie dzięki rozparcelowaniu Nowoczesnej. W euforii po pobiciu Petru, Schetyna widocznie miał jeszcze ochotę dobrać się do Kukiza, i stąd te jego niby zaskakujące wypowiedzi dotyczące imigrantów. Jest to jednak przejaw typowego podejścia PO do polityki - mówić coś, żeby się przymilić, a nie dlatego, że się faktycznie coś chce zrobić. Jak nie in vitro, to imigranci.

Oczywiście, nie wiem, co dalej, za 2 lata wszystko może się wywrócić. Na razie jednak nie widzę niczego, co mogłoby zagrozić PiS i nadal uważam, że są spore szanse na to, że porządzi jeszcze jedną kadencję. Może być ciekawie po wyborach samorządowych, w których Nowoczesna i Kukiz mogą sporo stracić - oba te ugrupowania zdobywały swoją popularność poprzez występy medialne, opierają się więc głównie na popularności swoich liderów, ale za to nie mają właściwie żadnego sensownego zaplecza, które najbardziej się w liczy w tego typu wyborach (odwrotna sytuacja jest w PSL, którego liczne zastępy zawsze sporo zyskują w samorządach). Nadal też nie jest to czas dla lewicy - SLD jest już impotentem politycznym, Razem jeszcze musi urosnąć, a na to potrzeba kolejnych paru lat.

Nagłe zwroty są oczywiście jak najbardziej możliwe, ale dopóki nie zobaczę poparcia dla PiS poniżej 27% (co wg mnie stanowi tzw. "żelazny elektorat" tej partii), to stwierdzenia o rychłym upadku tejże formacji są jedynie odzwierciedleniem myślenia życzeniowego jej przeciwników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz