czwartek, 22 października 2015

Korwin - Pajacyk Polski

Przyznam, że poniższą notkę piszę z niechęcią, bo Korwina nie znoszę. Nie za poglądy, które są mi zupełnie obce, ale każdy ma do nich prawo, ale za zwykłe chamstwo, wśród większości jego popleczników widoczne jeszcze bardziej. Dyskutowanie z Korwinem także nie ma żadnego sensu, gdyż jest to albo dogmatyk, z którym rozmawiać się nie da, albo cynik, mówiący to, co da mu jako taką popularność, więc tu dyskusja także mija się z celem.

Z korwinistami bywa już nieco inaczej i wielu z tych, z którymi miałem od czynienia, to albo fanatycy, albo idioci, a często jedno i drugie. Znam powiedzenie "nie dyskutuj z idiotą, bo sprowadzi cię do swego poziomu i pokona doświadczeniem". I wiem, że idioty do niczego się nie przekona, bo idiota do używania rozumu z założenia zdolny nie jest. Spotkałem się też z tym, że część z nich nawet jest dumna ze swej ignorancji. Ci są straceni - jeśli nawet porzucą głupie poglądy Korwina, zastąpią je innymi bzdurami.

W ten sposób od wielu lat ludzie rozumni ignorują kretyńskie poglądy, nie chcąc się zniżać do dyskusji na niskim poziomie. I uważam to za błąd, gdyż poglądy głupie, które nie są piętnowane, mają brzydką tendencję do rozpleniania się. Trudno więc, przełamuję swą niechęć i zaczynam się babrać w programie Jego Królewskiej Mości.

1. "Dystansowanie się od zaleceń UE, jak gender i euro." (...) Nie wszyscy muszą znać się na prawie europejskim (sam otarłem się o nie przypadkiem), ale Korwin jako poseł do parlamentu europejskiego powinien to wiedzieć, że w sprawach kulturowych i obyczajowych prawo unijne nie ma nic do powiedzenia, gdyż wyższość ma prawo lokalne. Tyle. Niezależnie więc, co te "gender" znaczy, UE nic nie narzuca, bo nie może. Jeśli chodzi o euro, to jest inna sprawa. Przyjęcie euro (w terminie nieokreślonym) jest warunkiem wstąpienia do UE dla każdego nowego członka, w tym Polski. Jesteśmy zobowiązani i już. Sami tylko ustalamy termin. Na razie jest powszechna zgoda, że termin ten powinien być odległy ze względu na wady konstrukcyjne wspólnej waluty (które najmocniej odczuła Grecja). Gdy i jeśli te wady zostaną usunięte, można zacząć o euro myśleć. Ale odrzucać dla samego odrzucania, bo tak? Wspólna waluta ma swoje zalety, więc należy być dalekim od dogmatyzmu i raczej kalkulować wszystkie za i przeciw, a potem podejmować decyzję.

2. "Zmniejszenie liczby posłów do 120, senatorów do 32, spotkania raz na rok, by ustalić wysokość podatków. Ustawy przygotowuje 11 ludzi z Rady Stanu. Rząd złożony z 6 ministerstw. Radykalna redukcja biurokracji. Deregulacja wszystkich zawodów." Tak, ja też nie lubię części nierobów i tępaków z Wiejskiej. Nie wszystkich, bo są wśród nich też ludzie mniej lub bardziej ogarnięci. Ktoś ich jednak wybiera. Ktoś się zastanawia nad wybraniem tego, a nie innego człowieka. 460 posłów i 100 senatorów jest - trzeba to z bólem przyznać - reprezentacją obywateli takich, jacy oni sami są. Nikt nikomu pistoletu do głowy nie przystawia i nie każe głosować na kretynów. Nie udawajmy więc, że obywatele są ogólnie fajni, tylko reprezentanci są be. Zmniejszenie ich liczby do 120, 32 czy jakiejkolwiek innej liczby nic nie zmieni. Nadal będą to reprezentanci Tych Samych obywateli. A ustawy przygotowywane przez 11 ludzi? W tej chwili ustawy mogą przygotowywać posłowie, rząd, prezydent i nawet obywatele (choć raczej nieskutecznie, ze względu na faktyczną blokadę w tej kwestii ze strony naszych reprezentantów). Część tego jest pod publiczkę i zbędna, ale w większości są to rzeczy trywialne, techniczne, dostosowania i upgrade'y, nie pokazywane w telewizorni. 460 posłów się z tym słabo wyrabia, to 11 się wyrobi? Nie wyrobi. Nawet, jak założymy, że ustaw będzie mniej, bo oczywiście w państwie korwinowskim prawo będzie proste. Ponadto 11 osób decydujących o porządku prawnym w Polsce to, powiedzmy sobie szczerze, żadna demokracja, tylko stanowienie prawa przez komitet centralny. Te same argumenty dotyczą rządu złożonego z 6 ministerstw.

Radykalna redukcja biurokracji - oczywiście, urzędnik jest zły, bo jest urzędnikiem, to przecież jasne jak słońce. Nie wymaga to udowadniania, jak i to, że Ziemia jest płaska - każdy to widzi. Pewnie są specjalne konkursy na stanowiska w administracji publicznej, w których bada się, czy aby na pewno kandydat jest wystarczająco niekompetentny i ma wredny charakter. Innych się nie przyjmuje. Bzdura zupełna. W administracji publicznej pracują ludzie tacy samy, jak gdzie indziej - mniej i bardziej rozgarnięci, mniej lub bardziej sympatyczni. I nie ma magicznej liczby wskazującej na idealny poziom zatrudnienia w administracji. Jedynym rozsądnym podejściem jest zatrudnienie tylu, by byli w stanie sprawnie wykonywać swoją pracę. A że administracja się rozrasta, to samo w sobie nie jest nic złego. Ci, którzy znają dane, wiedzą zresztą, że rozrasta się administracja samorządowa, na szczeblu centralnym jest taka sama lub się zmniejsza (ogólnie polecam używanie Wujka Gógla dla szybkiego zdobywania wiedzy, to nie boli). Ważne, by urzędnicy byli produktywni. O skomplikowaniu zarządzaniu państwem pisałem już gdzie indziej, w tekście o podatkach, nie będę się więc powtarzał.

3. "Losowanie sędziów, sądy kapturowe dla sędziów. Przywrócenie kary śmierci. Wprowadzenie prywatnej prokuratury". To ma podobno ograniczyć korupcję. Realizm w tych postulatach jest zerowy. Losowanie - kto będzie losował? To inna forma znanego pytania - kto będzie pilnował pilnujących? Sądy kapturowe - to samo. Będą anonimowi supersędziowe, którzy będą sądzić zwykłych sędziów? Prywatna prokuratura to już mnie kompletnie rozwaliła. Prywatny prokurator będzie się kierował chęcią zysku, więc będzie skarżył o każdą możliwą rzecz, naciągał dowody, produkował je, zrobi wszystko, byleby zarobić. Prawo stanie się środkiem uzyskiwania dochodów, a nie regulowania relacji między ludźmi. To dokładnie tak samo, jak jest przy kontroli biletów - kontrolerzy (prywatni, dostający określoną kasę za "skuteczność") przyczepią się do wszystkiego i bez względu na okoliczności wlepią mandat. O ile w przypadku kontrolerów jest to do przyjęcia, bo to tylko działalność marginalna i ściśle zdefiniowana, to gdy chodzi o prokuraturę sprawa jest dokładnie odwrotna. Jeśli chodzi o karę śmierci, to nie będę się wypowiadał, czy lepiej jest ją mieć, czy nie. Na pewno jednak nie jest tak, jak pisze Korwin, że nastąpi wtedy spadek morderstw. Przez większość historii ludzkości kara śmierci była standardowym środkiem karnym (wycofano ją w niektórych krajach dopiero kilkanaście czy kilkadziesiąt lat temu) i jakoś nie wpływało to na liczbę przestępstw.

4. "Zniesienie przymusu ubezpieczeń. Likwidacja podatków dochodowych. Obniżka VAT i akcyzy do minimum w UE. Likwidacja ulg podatkowych. Likwidacja państwowego lecznictwa, szkolnictwa. Prywatyzacja wszystkich firm." Czyli żadnego ZUS, NFZ itd. Można zamiast ubezpieczeń mieć wyższe podatki, na jedno wyjdzie. Postulaty te można jednak podciągnąć pod ogólną kategorię "obniżyć podatki". Dobrze, to teraz policzmy, co Korwin proponuje. Sięgam do projektu budżetu za 2015 r. i mamy tam wpływy na poziomie 297 mld zł z podatków dochodowych, VAT, akcyzy, ceł itd. oraz kolejne 177 mld zł ze składek ubezpieczeniowych. Znosimy ubezpieczenia, odejmujemy podatki dochodowe, minimalizujemy VAT i akcyzę, przez co "uwalniamy" z budżetu 330 mld zł (70% dochodów). Teraz pytanie - jak z budżetu okrojonego do 144 mld zł sfinansować SAME emerytury, których koszt w 2015 ma wynieść 216 mld zł? Pomijamy już takie drobiazgi, jak wojsko, policja, straż pożarna czy utrzymanie i budowę infrastruktury. I nie są to jednorazowe wydatki, ale co roku będą takie, a nawet jeszcze wyższe, bo emerytów będzie przybywać. A co pisze Korwin? "W okresie przejściowym po zniesieniu podatków dochodowych dla podtrzymania systemu emerytalnego może być konieczna nawet LEKKA podwyżka VAT." Jak widać, poczucie realizmu i zdolności matematyczne Korwina opuściły już Ziemię i dotarły w okolice Jowisza.

Ogólnie przeglądając program Korwina widać zasadnicze jego cechy: nienawiść do wszystkiego, co wspólne i publiczne, egotyzm (wręcz społeczny autyzm), chęć cofnięcia historii (z jej wzlotami i upadkami) do co najmniej XVIII wieku, w czasy feudalne. Nie dziwi więc też to, że Korwin fanem demokracji nie jest, zdecydowanie lepiej czułby się w państwie autorytarnym, rządzonym oczywiście przez siebie i swych najbliższych wielbicieli. Może i potrafi wskazać celnie na niektóre wady obecnego systemu politycznego i gospodarczego, ale jego "lekarstwa" są tyle warte, co przystawianie pijawek i upuszczanie krwi.

Nie, dziękuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz