piątek, 30 października 2015

Gry nie do końca niepoważne

Dziś będzie trochę lżej, niż dotychczas - bo o grach - ale może tylko pozornie...

Swego czasu wymyślono pewną grę, zwaną dylematem więźnia (prisoner's dilemma). Wyobraźmy sobie, że po dokonaniu przestępstwa wraz ze wspólnikiem znaleźliście się w areszcie, każdy z was w oddzielnej celi. Szczęśliwie, nie ma twardych dowodów na udział w przestępstwie, więc każdemu grozi tylko po 1 roku więzienia. Wtedy jednak pojawia się prokurator i składa propozycję, że jeśli pójdziesz na ugodę i obciążysz wspólnika, to on dostanie 5 lat więzienia, a ciebie potraktują łagodniej i otrzymasz tylko 6 miesięcy. Wygląda nieźle, tylko prokurator złożył tę samą propozycję twemu wspólnikowi. Jeśli i on cię zdradzi, wtedy każde z was dostanie po 5 lat.

Można to zapisać w formie takiej tabelki - po lewej, ile lat więzienia dostanie wspólnik, po prawej, ile dostaniesz ty, w zależności od tego, czy będziecie stawiali na współpracę czy zdradę wspólnika.


Teraz - co wybrać? Opłacałoby się zdradzić wspólnika, ale jeśli i on to zrobi, to dużo stracimy. To może lepiej współpracować?  Tyle, że wtedy może i tak się to źle skończyć, jeśli druga strona nie będzie chciała tej współpracy...

W latach 80-tych Robert Axelrod posłużył się tą grą dla wyjaśnienia, dlaczego ludzie - będąc, jak to każde zwierzę, istotami samolubnymi - jednak wykazują się altruizmem i współpracują ze sobą, zamiast po prostu dać sobie maczugami po łbie. Rozbudował nieco powyższą grę - tj. każda para graczy miała dokonywać decyzji 10 razy z rzędu, czyli po pierwszej rundzie gracze już wiedzieliby, jakie były wcześniejsze decyzje przeciwnika/wspólnika. Każdy z graczy miał stosować określoną, wcześniej przygotowaną strategię gry. W ten sposób powstały np. skrajne strategie Stalina ("zawsze zdradzaj") czy Gandhiego ("zawsze współpracuj"), obok bardzo złożonych innych strategii. Okazało się jednak, że bezkonkurencyjna i dająca najlepsze wyniki jest tzw. strategia tit for tat (na polski można przetłumaczyć jako "wet za wet" czy wręcz "oko za oko"). Polegała ona po prostu na tym, że w pierwszej rundzie należy zawsze współpracować, a od drugiej rundy powtarza się ruch przeciwnika z poprzedniej rundy. Co to wszystko oznacza (w kontekście społecznym, kulturowym, ekonomicznym, politycznym, biologicznym itd.)?

Strategia TFT bardzo dobrze odzwierciedla stosunki międzyludzkie i to, dlaczego ludzie, pomimo bycia samolubnymi, ze sobą współpracują. Kiedy spotykasz kogoś pierwszy raz, nie wiesz, czego się spodziewać - czy druga osoba okaże się wrogiem, czy przyjacielem. Podejmujesz więc ryzyko nawiązania przyjaznych relacji. Jeśli druga osoba okaże się być OK, obie strony na tym skorzystają - i przy kolejnych spotkaniach jest spora szansa, że ta współpraca będzie kontynuowana. Jeśli jednak druga osoba okaże się mieć charakter paskudny i cię oszuka, to następnym razem odpłacisz jej tym samym. To działa na poziomie społeczeństwa - jednostki aspołeczne z upływem czasu stają się izolowane od reszty ludzi, gdyż nikt nie chce mieć z nimi do czynienia. Oczywiście, mają szansę na "powrót", jeśli zmienią swoje postępowanie.

Ten przykład z grą pokazuje też, jak ważne jest zaufanie w relacjach społecznych. Im częściej wchodzimy w relacje z ludźmi, tym lepiej ich znamy, więcej naszych działań opiera się na związkach nieformalnych, możemy funkcjonować efektywniej, niż gdybyśmy traktowali wszystkich jak (potencjalnych) wrogów, gdyż boimy się stracić na tym, że wyjdziemy na frajerów.

Neguje to też częste założenie ekonomistów i prymitywniejszych odmian niby-liberałów, że wystarczy "maksymalizować" korzyści jednostek, a w sumie osiągnie się najlepszy skutek dla całego społeczeństwa. Jak widać, jest to nieprawda - trzeba co nieco poświęcić jako jednostka i zaryzykować nawiązanie relacji z innymi ludźmi, by móc właśnie jako wspólnota osiągnąć najlepsze rezultaty (co wcale nie oznacza, że należy wpadać w drugą skrajność i całkowicie rezygnować z indywidualnych dążeń).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz