niedziela, 27 września 2015

Kalecki - Intro

Ponarzekałem sobie na bzdurną ekonomię i wynikające z niej nonsensy, jakie do głów ludziom się powszechnie kładzie - ale wiadomo, że narzekać każdy może, za to zrobić coś samemu to już inna sprawa. Aby więc łatwo nie było, to teraz przejdę do prezentowania bardziej konstruktywnych treści, zaczynając od największego polskiego ekonomisty (i pewnie jednego z największych na świecie), czyli Michała Kaleckiego.

Teraz pewnie 99.9% osób zastanawia się, kto to w ogóle jest (i dlaczego nie Balcerowicz). Kalecki, niestety, miał życiowego pecha do kariery i uznania. Najpierw, w okresie międzywojennym, nie stać było go na studia, więc uczył się sam. Potem opublikował swoją teorię - tylko, że w złych językach, czyli po polsku i francusku. Kiedy w końcu przetłumaczono go na angielski, okazało się, że zbliżoną (aczkolwiek gorszą) teorię międzyczasie zdążył już opublikować Keynes, więc pierwszeństwo przypisano jemu. Od 1936 r. był wykładowcą w Wielkiej Brytanii, po wojnie pracował w ONZ. Kiedy wrócił w 1955 do kraju, był już bardzo znanym ekonomistą - komuniści więc go zatrudnili, ale ignorowali, bo był dla nich nie dość rewolucyjny. Po 1968 r., ze względu na żydowskie pochodzenie, w ogóle poszedł w odstawkę. Zmarł w 1970 r., na 4 dni przed nominowaniem go do nagrody Nobla. A po 1989 r. został już całkowicie wymazany z polskiej nauki - nie po to przecież w kraju wprowadzało się kapitalizm, by uczyć się ekonomii od jakiegoś peerelowskiego profesora. I tak najbardziej znany na świecie polski ekonomista w swym kraju został niemalże zupełnie zapomniany.

Tyle tytułem wstępu, zacznę teraz od podstaw i prostego modelu Kaleckiego, który i tak będzie wystarczająco treściwy, a do tego będzie oparty na zwykłej rachunkowości, a nie teorii.

Z definicji produkcja w danym kraju, zwana produktem krajowym brutto (PKB), jest liczona w uproszczeniu dwoma wzorami, które powinny dawać te same wyniki (kto mi nie wierzy, niech sobie wklepie w Gógla "PKB" albo "rachunki narodowe"):

PKB = wynagrodzenia pracowników (W) + zyski przedsiębiorstw (R) [czyli, że wszystko, co wyprodukowane, zostanie kupione albo przez pracowników, albo przez firmy]

PKB = konsumpcja (C) + inwestycje (I) [czyli, że nasze dochody przeznaczymy na konsumpcję lub inwestycje]

Można to przekształcić tak, że:
I = W1 + R1 [wartość produkcji inwestycyjnej jest równa płacom i zyskom w firmach inwestycyjnych]
C = W2 + R2 [wartość produkcji konsumpcyjnej jest równa płacom i zyskom w sektorze konsumpcyjnym]
W = W1 + W2 [płace pracowników firm inwestycyjnych i konsumpcyjnych to wszystkie wynagrodzenia w gospodarce]
R = R1 + R2 [zyski firm inwestycyjnych i konsumpcyjnych to całość zysków w gospodarce]

Przyjmujemy proste założenie, że pracownicy nie inwestują (raczej rzadko kupują sobie np. koparkę), tylko cały swój dochód przeznaczają na konsumpcję, czyli:

C = W1 + W2 [całość wynagrodzeń wszystkich pracowników jest konsumowana]

a że C = W2 + R2, to tym samym W1 = R2 [od wynagrodzeń pracowników w sektorze inwestycyjnym zależą zyski firm konsumpcyjnych]

teraz po obu stronach dodajemy R1 i uzyskujemy wzór W1 + R1 = R1 + R2, co w konsekwencji daje I = R [inwestycje równają się zyskom przedsiębiorstw].

Można sobie zadać pytanie - co jest pierwsze, zyski czy inwestycje? Wg Kaleckiego - inwestycje. Przedsiębiorcy nie wiedzą, jakie będą ceny, a tym samym, nie wiedzą, jakie będą mieli zyski. Za to mogą decydować, jakie będą ich inwestycje. To od ich decyzji inwestycyjnych zależą więc dalsze zyski.

Uwspółcześniając nieco język Kaleckiego, podsumował on tę sytuację tak: "Pracownicy wydają tyle, ile zarabiają, przedsiębiorstwa zarabiają tyle, ile wydają."

A jakie są wnioski z tego (prostego) modelu?
1. Ograniczanie wysokości wynagrodzeń, choć wydaje się korzystne z punktu widzenia pojedynczego przedsiębiorstwa, zmniejsza ogólny popyt, a tym samym pomniejsza zyski wszystkich przedsiębiorstw. Jest to też odpowiedź na pytanie, jak skuteczna jest polityka oszczędzania w warunkach recesji.
2. Im większe są inwestycje, tym większe zarobki w firmach inwestycyjnych, co z kolei przekłada się na wzrost konsumpcji.




To na razie wersja prosta, później będę dodawał kolejne elementy składowe tego modelu (m.in. podatki, deficyt czy handel zagraniczny).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz